
Krem pod oczy - czy naprawdę potrzebny jest nam oddzielny krem na każdą okolicę twarzy i ciała? Czy to tylko chwyt marketingowy? Czy może jednak stosowanie specjalnego kremu na okolice oka jest uzasadnione?
Przyznam Ci szczerze, że jako właścicielka salonu urody, który odsprzedaje kosmetyki, chciałabym żeby moje klientki kupowały kremy, żeby je zużywały zgodnie z zaleceniami i przychodziły po jeszcze. Mam nadzieję, że Cię to nie szokuje. Taką samą filozofią kierują się również koncerny produkujące mazidła - chcą sprzedać, bo chcą zarobić. Co dwa kremy to nie jeden - nie oszukujmy się. Rzeczywiście możesz pomyśleć, że krem do twarzy zupełnie wystarczy do stosowania również pod oczy. Co więcej - będziesz miała całkowitą rację, bo wystarczy.
Osiem lat pracy zawodowej pozwoliło mi się zderzyć z różnego rodzaju tezami na ten temat. Sama byłam wyznawczynią zasady, że kremy dedykowane pod oczy są słabsze od kremów do twarzy, bo przechodzą rygorystyczne testy okulistyczne i dużo sprytniej jest stosować te drugie, jeśli tylko nie powodują łzawienia i pieczenia oczu, bo zadziałają mocniej. Oszczędnie i sprytnie. Jednak tak jak całe nasze życie, kosmetologia też nie jest czarno-biała. We wszystkich odcieniach szarości kryją się Twoje preferencje co do kremu, Twoja zamożność, wielkość Twojego problemu z okolicą oka i wreszcie ilość Twojego czasu poświęcanego na pielęgnację - czasu dla siebie. Jeśli złożymy to wszystko w całość, to niektóre z nas wybiorą strzykawkę, inne znowu postawią na specjalistyczne kremy, jeszcze inne będą szukały tak kreatywnych rozwiązań jak maść na hemoroidy smarowana pod oko ;)
Ostatnio jednak pytania klientek o pielęgnację skóry wokół oczu i moja ciekawość sprowokowały mnie do wypróbowania kremu specjalnie przeznaczonego do okolic oka. Nie bez znaczenia był również fakt, że tegoroczna zima wysuszyła moją skórę na wiórek. Zaczęłam używać Avene Kojący krem pod oczy, bo akurat taki miałam w salonie. Co zauważyłam? Pod względem poprawy nawilżenia nie opadła mi szczęka - porównywalnie z kremem do twarzy (używam rozświetlającego 130 Maria Galland). Zauważyłam jednak, że korektor pod okiem jakoś lepiej "leży" na kremiku z Avene. Podejrzewam, że to zasługa lżejszej formulacji kremu - kremy pod oczy to lekkie emulsje zawierające mniej lipidów. Dzięki temu, że taki lekki krem lepiej się wchłania i odparowuje, nałożony na niego korektor nie zbiera się w naturalnych zagięciach powieki i zmarszczkach dając solidne nawilżenie i de facto nie widać, że ten korektor tam jest.
Krem do twarzy można smarować pod oczy wyłącznie, jeśli ich nie podrażnia, czyli jeśli nie wywołuje pieczenia i łzawienia. Jednak to nie jedyny problem. Zbyt bogate formuły kremów, to znaczy bogate w lipidy emulsje, mogą przeciążać cienką skórę powiek, przyczyniając się do powstawania opuchlizny tzw. "worków". Ponadto tak cienka skóra ma odrobinę inne TEWL (transepidermal water loose - czyli naturalną, fizjologiczną utratę wody przez naskórek). Istnieje bardzo ważne zjawisko związane z TEWL - okluzja - bardzo często wykorzystywana w kosmetologii. Polega na tym, że zmusza się skórę do wchłaniania wybranych przez nas substancji przez odcięcie parowania wody na zewnątrz jej powierzchni. Czyli kładziemy jakieś cudne serum lub maskę i żeby powietrze atmosferyczne nie skorzystało bardziej niż my, możemy położyć sobie na twarz folię spożywczą lub ciepłą parafinę. Cały myk polega na tym, żeby po 20 minutach dać skórze z powrotem "oddychać". Jeśli przekroczymy ten czas, trudniej będzie skórze przywrócić jej naturalne funkcje, zajmie jej to dłużej, a w efekcie przeciążona skóra pozbawiona bariery zamiast skorzystać się odwodni. Więc ciężki krem położony na cienką skórę powiek na całą noc spowoduje nie nawilżenie, a odwodnienie, bo zadziałamy okluzyjnie.
Naszła mnie również taka refleksja, że używając specjalnego kremu pod oczy, robię krótki masaż, żeby go wetrzeć i wklepać. No bo wiadomo - jak coś mam aplikować pod oko to skupiam się na nałożeniu specyfiku tylko tam i robię te wszystkie ruchy, których uczono mnie w szkole kosmetycznej, a które Ty znasz z reklam, lub które podpowiada Ci intuicja - klepanie i kółeczka. No i tutaj zauważyłam, że zasinienie w oczodole się zmniejszyło. Nie wiem na ile przypisać tę zasługę kremowi, a na ile masażowi, ale prowadzi mnie to do konkluzji, że nawet jeśli nie używasz specjalnego, osobnego kremu pod oko, to nie zaszkodzi mięsień okrężny oka trochę pomasować. Lepsze ukrwienie = mniejsze sińce.
Jedno mogę Ci powiedzieć na pewno. Jak krem krzyczy do Ciebie z opakowania, że wypełni Ci zmarszczki i wygładzi skórę to jego producent prawdopodobnie gra na tych wszystkich sprytnych mechanizmach Twojej podświadomości. Rzeczywiście działające i mogące przenikać przez skórę substancje to witamina A, E, C i ich pochodne, kwas hialuronowy i niektóre peptydy, jeśli krem je zawiera, mogą wykazywać działanie zapobiegające zmarszczkom, ale niczego już nie wygładzą. Poza tym do mazideł pod oczy najskuteczniejsza z nich witamina A się nie nadaje.
Wnioski? Ja ostatnio bardzo chętnie używam kremu pod oczy, a byłam przeciwniczką stosowania oddzielnego kremu. Zauważyłam że te 10 sekund masażu, który robię, żeby wetrzeć emulsję znacznie poprawiło wygląd oczu. Zasinienie jest dużo mniejsze, skóra nie jest przesuszona i makijaż wygląda lepiej. Chyba warto!